top of page
  • TikTok
  • Facebook
  • Instagram
  • Youtube
Search

Advaita Wedanta - narzędzie, nie filozofia


Poniższym wpisem postaram się zilustrować nie tyle treść zawartą w Adwaita Wedancie potocznie rozumianej jako filozofia nie-dualna, a raczej przedstawię jej zastosowanie jako jogicznego narzędzia do zrozumienia i przyswojenia wiedzy o nie-dualności.

 

Obrazowo jako narzędziem posłużę się przykładem układanki, puzzla – jest to obraz, która od zawsze prezentowała mi się z tyłu głowy kiedy tylko obcowałam z autentycznymi nauczycielami Wedanty.


Każdy kolejny element wiedzy składał mi się w spójną i logiczną całość. Nie tylko wiedzy przekazywanej mi na świeżo – w metodologii nauki Adwaity wcale nie chodzi o łapczywe chłonięcie nauki, bez kwestionowania tego czego się uczy – wprost przeciwnie, jednym z podstawowych kroków jest kwestionowanie i wypytywanie nauczyciela do oporu, aby poznać wiedzę ponad wszelką wątpliwość trzeba rozwiać każdą jedną niepewność. Tak jak przy wydawaniu wyroku – nie można być trochę niewinnym – tak przy nauce Wedanty, nie można być trochę pewnym, a trzeba po prostu wiedzieć.


Ale zacznijmy od początku.

Wielu znawców Advaita Wedanty miękko odwołuje się do wiedzy o nie-dualności jako filozofii, i tylko kiedy przedstawiają ten koncept całkowicie początkującym – filozofia jest nam wszystkim słowem znanym. Łatwo ją sobie sklasyfikować, wyobrazić. I chociaż może wydawać się słowem przestarzałym i dostępnym dla niewielu (jednak tak naprawdę wszyscy jesteśmy filozofami) to przynajmniej puki co nie jest jeszcze słowem odstraszającym, tak jak np. ideologia.


Nie mniej ortodoksyjny nauczyciel Adwaita Wedanty nie tylko nie posługuje się nazwą filozofia w kontekście nie-dualności, ale całkowicie ją odrzuca ilustrując w ten sposób że Adwaita nie jest wiedzą a narzędziem wiedzy. Uczy o czymś nie uchwytnym i nie nazywalnym. Nie jest tematem, esencją a wokół tematu chodzi i nam go pokazuje, z coraz to nowej, głębszej perspektyw, do oporu.


Jest to ważna różnica, bo w filozofii na dany temat można się zakochać, świata po za nią nie widzieć. Narzędzie natomiast jest nie tylko obojętne i nie czułe, ale i po wykorzystaniu go po coś, odkładamy je na półkę. Jest to ważne zwłaszcza kiedy docelowo poszukujemy wolności – nikt z nas z młynkiem do kawy  czy kluczem francuskim uwiązanym do szyi nie chodzi, ale z naszymi filozofiami już tak.


A teraz przejdźmy już do przykładu narzędzia, którym się posłużę czyli zestawu puzzli.


Pamiętać należy że przykład jest właśnie tym: przykładem. Każdy symbol ma swoje ograniczenia, nie zawiera kompletnej nauki samej w sobie, a jedynie jest narzędziem pomocniczym w drodze do celu, którym jest wolność od cierpienia.


To dlaczego puzzle? Pewnie dlatego że je bardzo lubię – gdybym była mechanikiem pewnie posłużyłabym się silnikiem – ale im więcej myślę o tej wizji, tym odkrywam że ma wielki potencjał na zilustrowanie wszystkich kroków mojej nauki. Być może będą podobne do Twoich?  


Poszukiwania na ślepo:

Wiem że coś jest, ale jeszcze nie wiem co. We wczesnym dzieciństwie odrzucam religię bo brak w niej logiki. Wiara w jednej ręce a hipokryzja w drugiej, jaką obserwowałam i w tekstach i u dorosłych, którzy uczyli mnie by być grzeczną dziewczynką, nie kraść, nie kłamać, nie obrażać i nie rzucać kamieniem kiedy sami to cały czas robią, jakoś nie przemówiła mi do rozumu. A wyzbycie się rozumu, też nie było mi na rękę.


Odrzuciłam wszystko, wylałam dziecko z kąpielą. Trochę tak jakbym dostała pudełko puzzli, na które nie jestem jeszcze wystarczająco dorosła, którego obraz mnie na tyle onieśmiela i a sens przerasta, że obróciłam je sobie tylną częścią, tą bez obrazka. Bo jeśli nie rozumiem obrazka, to już wolę nic/pustkę, niż udawać że obrazek rozumiem i jeszcze wpierać innym że mój obrazek jest lepszy niż Twój.


Do tej pory nie mam nic przeciwko ateistom, ale mi się znudziło. Przekonanie jednych o tym że obrazka nie ma, zaczęło wyglądać prawie dokładnie jak przekonanie tych, którzy twierdzą że obrazek jest. Każdy patrzy na świat z za swojej strony pudełka, przekonany o swojej racji, przestaje się zastanawiać nad tym co w tym pudełku w ogóle jest? Jakie są składowe życia, śmiercy i człowieka w ogóle?


Więc co teraz?

Jeśli nie jestem w stanie swoim młodym umysłem od razu ogarnąć wszystkiego na raz, to może zacznę kawałek po kawałku. Przestać patrzeć i na pustą tylną stronę pudełka i na przednią, z podsuniętym gotowym obrazkiem. Zacząć zbierać elementy puzzla, niektóre same wpadają mi w rękę inne podsuwa mi ktoś, jeszcze inne znajduję pod kanapą i w zakamarkach własnego umysłu. Są i te, które były ze mną od zawsze, tylko trzeba je było obrócić wierzchnią stroną do góry, coś na co musiałam się przygotować i do czego dorosnąć.


I tak powolutku zaczynam organizować puzzle, układam kupki, kolorami, kształtami. Segreguję puzzle. Momentami wydaje mi się że mam już tyle kawałków że jestem gotowa do układania. Zaczyna tworzyć mi się pewien obraz, kilka elementów klika razem tu, kilka tam, ale po między nimi przepaść, nie dają się połączyć w całość, a ja dochodzę do ściany.


Biorę w rękę elementy puzzla i obracam je w palcach, jeśli nie pasuje tą stroną to może inną? Nie daję rady, a czuję że jestem tak blisko, tylu innych przede mną ułożyło swój puzzel i twierdzą że im wszystko pasuje… a ja znowu pozostaję z tyłu i drążę. Musi być w tym jakaś logika, jakiś sens, inaczej po co mi ten cały intelekt – tylko po to by się go wyzbyć, umartwić i od człowieczyć?


Zabrnęłam za daleko, nie cofnę się ani do pustej strony pudełka i nie poodkładam z powrotem elementów wierzchnia stroną w dół, chociaż tak było by najłatwiej i nie przeskoczę z powrotem do gotowego obrazka, by brać na wiarę że to co mi przedstawia jako prawde.


Spędzam z moimi puzzlami jeszcze trochę czasu. Kilka lat chodzę w tę i z powrotem jak pod ścianą nie do przebicia. Ani w tą ani w tamtą, coś mi nie pasuje, ale nie na tyle by całość wyrzucić do kosza… coś mi przecież dało całe to układanie, nie wszystko było bez sensu.



Ale kiedy po raz kolejny i steny i tysięczny przekładam w palcach już nie tylko elementy ale i całe fragmenty układanki (każdy kto układa puzzle to wie jak stopniowo nasz mózg uczy się elementów zestawu, nie wszystkie rozumie od razu, niektórym musi się długo przyglądać, studiować z każdej strony, zmieniać perspektywę) w końcu rozpoznaję – nie wszystkie elementy należą do mojej układanki.


Niektóre podrzucili mi inni nie wiedząc co z nimi zrobić, bo nie pasowały do ich obrazka, z premedytacją chcieli namieszać w moim zbiorze elementów, tylko po to by patrzeć jak inni mierzą się z demonami, które ich przerosły.


Inni mieli dobre intencje, chcieli by mój obrazek wglądał jak ich, bo tylko to potwierdziłoby ich świętą rację, że ich życie ma wartość i sens.


Ale znajduję również elementy, które ja sama ponapchałam sobie chciwie w kieszenie - jak skróty myślowe, przekoniania i uprzedzenia.


Oraz jeszcze inne, te bez niczyjej wiedzy i intencji, które przeszły na mnie pokoleniowo, historycznie, społecznie, kulturowo, genetycznie bo nikt w próżni nie żyje.


Kolekcjonowanie wiedzy o sobie, o świecie, o życiu to nie jedno kierunkowa droga nauki i zaliczania klas, im więcej tym lepiej. Trzeba się uczyć, ale i trzeba się oduczać. Trzeba iść do przodu i trzeba się cofać. Stać w miejscu to inaczej balansować.

Kulminacja, osiągnięcie, kolekcjonowanie, parcie do przodu to zaburzenie balansu. Drzewo stoi w miejscu i balansuje całe życie. Człowiek też w miejscu stoi tylko mu się nieustannie wydaje że gdzieś biegnie, że coś osiąga, że coś innego mu nie wychodzi.


Wciska w siebie puzzle, które gołym okiem widać że nie pasują. Pieniądze to nie dobrobyt. Dyplom to nie miara człowieka. Dzieci to nie przedłużenie rodzica. Wie że coś nie pasuje, ale jest zbyt zajęty bieganiem w koło stołu i szukaniem nowych elementów, które wypełnią jego luki i złożą go w całość. Nie ma czasu by na chwilę usiąść i popatrzeć na to co już jest tylko trzeba to złożyć żeby zobaczyć obrazek – zobaczyć Siebie.


Ach ten moment kiedy puzzle zaczynają klikać. Co nie potrzebne, zostało odrzucone – welony z oczu zdjęte (Adhyāsa). Najpierw ramka (Guru). Potem wszystko co się w niej mieści (Upanishady). Niektóre fragmenty ułożyłam sama, przy innych miałam pomoc, bądź my szczerzy bez pomocy by się nie obyło (Wola boża).

Odchodzę od stołu, patrzę.

Jest.

Jeden obraz.


A wtedy Adwaita Wedanta szepcze mi do ucha:

- Widzisz to?

- Widzę.

- Rozumiesz to?

- Rozumiem.

- To nie To. Rozsyp obrazek.



Nie ma drogi, nie ma wiedzy, nie ma prosesu, nie ma elementów, nie ma rozumienia, nie ma doświadczenia, nie ma zobaczenia, nie ma oświecenia.


Nie ma balansu i nie ma braku balansu.


Składnie obrazka to tylko zabawa.

Puzzel narzędzie zabawy.


Tat Tvam Asi - Tyś To

 

 
 
 

コメント


bottom of page