top of page
  • TikTok
  • Facebook
  • Instagram
  • Youtube
Search

Witaj na Blogu Krytycznego Nauczyciela Jogi

Updated: Jan 8



Cześć! Nazywam się Patrycja i od ponad 20 lat zajmuję się jednym i tym samym: naukami jogi. Tak, naukami. Nie jestem osobą o naturze ezoterycznej, a jak typowa Panna posługuję się logiką i silnym przekonaniem, że jak czemuś brak senesu to za pewne jest bez sensu.


Mam nadzieję że żart poprzedniego zdnania ani nie przeleciał Ci nad głową ani nie ukuł w oko. Tak w jedym zdaniu zwróciłam się do siebie jako nie-ezoteryczna-Panna :) oksymoron? trochę metarefleksja? a możę freudowska pomyłka? albo po prostu suchy żart :)


To po co ten Blog? Bo jak widać suche żarty to nie koniecznie moja mocna strona...

Powód nadrzędny to Krtytyka Jogi, ale zanim skupimy się na celu to przyda się chwila na mały dysclaimer czyli wyjaśnienie w celu uniknięcia nieporozumienia: a mianowicie jestem nie zdiagnozowanym dyslektykiem jakiegoś nie określenego rodzaju (dużo czytam, a słabo piszę), możliwe że z naleceiałością jakiegoś spektrum (stąd podjerzewam obsesyjne podejście do filozofii jak i lubowanie się we własnym towarzystwie), ale mniejsza o większość nie chodzi mi o przylepkę diagnozy - po prostu jak każdy mam swoje silne i słabsze strony. Słabszą jest to jak piszę, więc jeśli jesteś tak zwanym piurystą językowym to być może moje teksty samą swoją pisowną będą Ci na tyle podnosiły ciśnienie, że nie są warte Twojego zdrowia. I lepiej odrazu nam się rozstać.


Z drugiej strony chcę zaznaczyć, że sposób mojego pisania nie jest wyrazem lenistwa czy jak się wielu wydaje zwykłej głupty. Osoba dystlektyczna, to nie zawsze osoba głupia i leniwa, po prostu widzi świat inaczej, trochę innymi zmysłami niż dominująca większość. W pisanie wkładam dużo wysiłku, nie mniej jest ono często gęsto ciągiem nie kontrolowanego wylewu świadomości, który potafi wyprowadzić temat na meandry świadomości - ale to sobie cenię - bo nie chodzi mi o pisanie research papers, pełnych cytatów zbiorów wiedzy innych ludzi czy instytucji naukowych, tym niech się zajmują osoby nie dyslektyczne, a ja stawiam raczej na stworzenie obrazu zagadnienia, w formie felietonowej opinii. Mojej opinii, opartej na zebranych faktach, ale jednak opinii i do tego moimi słowami pisanej. Czyli wolnoć Tomku w swoim domku. Zapraszam do czytania jeśli masz w sobie siłę zaakceptowania, osoby piszącej inaczej. (p.s. mnie sie wydaje że piszę normalnie, to inni twierdzą że inaczej i tylko na tym opieram ten dysclaimer ;)


Wracając do tematu.


Od dziecka miałam silny zmysł krytyczny. Wójek, którego spotykam od czasu do czasu zawsze mi opowiada, że kłóciłam się z nim siedząc w wózku, jeszcze zanim nauczłam się chodzić. I jeszcze zanim umiałam powiedzieć poprawnie słowo "reklama" - oburszałam się na ich treść.


W pośpiechu mówiłam "lekrama" z czego śmiali sie wszyscy wokół, a ja nie rozumiałam o co im k#%$@ chodzi, kiedy mówili "Patrycja, powiedz rekalma! No powiedz"


Jak powiedziałam to wybuchały salwy śmiechu, a ja stałam jak ten osioł z dużymi oczami nie wiedząc o co chodzi, bo nawet jak próbowano mi wyjaśnić mój błąd to go nie słyszałam. Reklama - lekrama, brzmiało tak samo. Ale za to krytykowanie reklam jest moim najwcześniejszym dziecięcym wspomnieniem praktykowania krytycznego myślenia.


Pamiętam to dokłądnie, bo któregoś razu podczas niepohamowanej krtyki reklamy jak grom z jasnego nieba spadły na mnie słowa mojej matki " jak będziesz tyle krytykować, to nikt cię nie będzie lubił" nie będzie lubił, nie będzie lubił, nie będzie lubił do dziśm dwoni mi w uszach. Matka chciała dobrze, tak ją wychowano - tak nas też w pewnym sensie wychowuje nowoczesna joga - wszystko oddamy, oby tylko "myśleć pozytywnie". Tym sposobem wylewamy dziecko z kompielą, wypieramy część siebie - a przyroda pustki nie lubi, wyprzesz cześć swojej osobowości, wyprzesz soje ego to w tym miejsu zagości coś innego np. świętojebliwość albo jeszcze gorzej pusta wiara. Człowiekiem bezkrytycznym, który tej krytyki nie kieruje róznież na siebie (chodzi mi o autorefleksję, nie o dołowanie się) jest łatwo kierować.


Ale wiecie jak to jest z rodzicami, im więcej zabraniają tym wiecej to robimy. Wewnętrzny krtyk we mnie nie umarł, umocnił się i w wieku 15 lat oświadczyłam rodzinie, że od tereaz jestem osobą nie wierzącą i do kościoła chodzić nie będę, przemyślałam sprawy i sensu nie znalazłam, jedna wielka kupa hipokryzji ta cała religia, a mnie uczono żeby nie kłamać, więc okłamywać siebie też nie będę. Kropka.


Warto podreślić okoliczności tego wydarzenia, środek lat 90tych, maleńka mieścina, papierz-polak-bohater, o intenecie nikt nie słyszał i o tym by mieć inną opinię niż cała reszta, też nikt nie słyszał. Stałam się pierwszą znaną mi ateistką, coś o czym nawet w książce nie mogłam przeczytać, bo biblioteka w tamtych czasach to jak można sobie wyobrazić to był smutny żart. Do tego w naszej mieścinie żyliśmy z ciekawym fenomenem, nie wszędzie znanym w Polsce - ksiądz, który chodzi po kolendzie zostawia każdej swojej owieczce karteczkę z numerkiem, którą trzeba zwrócic przy wielkanocnej spowiedzi, a jak się nie zwróci, to wszyscy będą wiedzieć. Babcia szybko się dowiedziała, myślała jeszcze że mnie zmusi spuszczając na mnie atak na środku ulicy, w białydzien, ty taka , nie taka - kartki nie oddałaś! Ale ja się nie ugiełam, nie można się czegoś odwiedzieć. Skąd to się we mnie wzieło, cała rodzina, cała mieścina, wszystkie koleżanki, cały znany mi świat tak, a ja inaczej - doprowadziła mnie do tego moja dziecięca logika. Co śmieszne to na tyle przypadła moja prosta logika mojemu starszemu wójkowi, że zaraz po mnie został w mieście drugim ateistą. Nigdy nie byłam z niego bardziej dumna, jak tego dnia gdy kłócił się z księdzem o dinozaury w biblii...


Z czasem życie nauczyło mnie pokory, nauczyłam się że nie wiem wszystkiego, z ateisty przerodziałam się w agnostyka i wewnętrznego krytyka trochę wygasiłam... ale tlił się i tlił. Powoli wychodził z za rogów mojego umysłu i zaglądał mi w oczy, zwłaszcza jeśli chodziło o jogę: im dalej w las, tym większe nieścisłości widziałam w tym jak i czego mnie uczono. Zajęło mi to co prawda kilka lat nauki i regleksji, bo na początku to powierzchowinie wszystko jest ładnie, pięknię i same ideały, Plus jak kwiestionujesz coś co jest "poza umysłem" to pojawia się Catch-22 i się zastanawiasz, czy to aby nie moja logika, ba moje diabelskie ego, którego mam się wyprzeć wzięło nademną górę. Przecież joga zaczyna się tam gdzie się kończy myślenie, joga jest poza intelektualnnym doświadczeniem itp. itd. slogany, które mają powierzchowny sens, do tego tylu w nie wierzy, wiec jak ja mogę się przeciwstawić... ale, takim pokrętnym sposobem z jogi wychodzi nam trochę religia, wiara oparta na autorytetach i bezmyślnym powtarzaniu....




Kiedyś mój wierzący chłopak pwiedział mi, żebym nie wyrażała się tyle na temat relgii, bo wiele mądrzejszych ludzi już się wypowiedziało na ten temat, wiec moim podważaniem to najwyżej dupę mogę sobie podetrzeć. Ach te słowa, które ludzie do nas wypowiadają, może Matka miała rację, może za dużo krtytykowałam? Zapętliłam się. I jak przyszło do jogi, to kiedy doszłam do ściany i wiedziałm już, że to co mi się przedstawia nie ma już dla mnie merytorycznej wartości to stanęłam w miejscu.


Stałam w miejscu ze swoją praktyką pod tą ścianą wiedząc, że po drugiej stronie już nic dla mnie nie ma, ale cieżko było mi od tak zrezygnować z jogi, przecież tyle mi dała, nie odkochałam się od tak po prostu, jak to było w przypadku religii, więc zamiast przebić ścianę i się uwolnić, to miałam wrażnie że dreptam pod tą ścianą w tę i z powortoem, w tę i z powrotem, nie pewna co robić dalej, bo wiedziałam że od kolejnego kroku w przód nie będzie już odwrotu... i może zamiast z chukiem raz a dobrze przebić głową mur, nie pweność co do mojego wewnętrzego krytyka zagościła we mnie na tyle, że pozwoliłam ścianie samej rozlecieć się kawałek, po kawałku, cegiełka po cegiełce... aż ostatecznie moja podświadomość rozstała się z jogą, jakiej mnie uczono, we śnie, bo na jawie nie maiałam do końca odwagi. We śnie spakowałam walizkę i powiedziałam, że z tymi ludźmi dłużej już mieszkać nie będę .... taka jest siła krytycznego umysłu, że jak się go wyprze na jawie, to we śnie przyjdzie posprzątać. I pozamiatane.


Ale jak to przecież nadal jesteś joginem? A no jestem, ale trochę innym. Zajmuje się tym z czego przez lata wyśmiewali się moi nauczyciele, a mianowicie intelektualnym zrozumieniem, Jana Jogą, Advaita Vedantą wiedzą zawartą w Upaniszadach, uczę się od filozofów o tak żelaznej logice, że niczym nie da jej się podważyć - ale jest to zajęcie żmudne, to nie są uspkająjące pozycje jogi, które po kilku minutach dają ci poczucie spokouj. To nie są slogany o jedności, wrzechświecie i energii, które da się wyrukować na koszulce, by potem pokazać światu jaka to ja jestem uduchowiona. To nie wyjazdy na Wschód, mata czy kirtan. To nawet nie jest "medytacja", "mindfullnes" czy jak tam to dzisiaj nazywają - uciekanie od siebie w bycie teraz. To nie mistyczne doświadczenie. To nie zakochanie w świecie i "pozytywne myślenie". A żmudna, żmudna ale owocna praca. Coś czego nie dała mi ani religia, ani praktyka jogi (ale obie mnie przygotowały) - coś do czego po wolutku doprowadził mnie mój wewnętrzny krytyk: intelekt jest jedynym narzędziem poznania, a poznanie nie opiera się na doświadczneniu, inaczej biologiczny mężczyzna nigdy nie mógłby być ginekologiem... mało tego jedności nie da się doświadczyć, bo by czegoś doświadczyć musi być dwa: doświadczenie i doświadczający....


Dlatego jeśli nosisz w sobie wewnętrznego krtyka, zwłszcza jeśli chodzi o jogę to być może ten blog będzie dla ciebie cennym źródłem informacji, bo w końcu znajdziesz miejsce gdzie będzie można o tym w szczery sposób porozmawiać, bez chowania się za toksycznymi oparami pozytywnego myślenia. Może okarze się że Twoje wątpliwości nie są nawiedzone, a jak coś sprawia wrażnie braku sensu, to pewnie jest bez sensu. Joga to nie zestaw wierzeń, to szczgółowa, logiczna nauka, którą zgubiliśmy gdzieś po drodze w pędzie do nowoczesnej jogi, obawiając się że może to być kolejna religia, od której tak wielu usilnie prubuje uciec wylaliśmy dziecko z kompielą. Z wierzeniami wylaliśmy logikę i została nam tylko mata, leginsy i koszulki ze sloganami.


Kolejna rzecz to każda dziedzina ma krtyków, ma opcję porówniania z, przedstawiena za i przeciw, w nowoczesnej jodze wszystko zakopaliśmy pod dywan, schowane pod parasolem Love All. Joginowi nie wypada krtykować, tyko kochać, kochać i ahimsa aaaaa - kolejny głęboki koncemp zsumowany do jednego zdania, czasem jedego słowa.


Nie wypada skrtytykować innego jogina, nie wypada skrtykować lekcji jogi, bo przecież każdy się stara, każdy jest w procesie, trzeba to uszanować, trzeba sprawiać by uczniuowie dobrze się czuli wychodząc z zajć - nie, nie namawiam tutaj do znieczulicy, ale nauczyciel to nie to samo co usługodawca, dyskomfort jest czynnikiem wspierającym proces nauki i koniecznym do rozwoju. Odwrtonie od konforu który utrzymuje cieplutką stagnację .... a już napewno nie wypada skrtykować nauk jogi czy starożytnych nauczycieli, chociaż oni może nie tylko co krtykowali się otwarcie twarzą w twarz, być może ze względu na dystans w czasie i przestrzeni, to przecież ciągle jednak tworzyli traktaty, szukajac drogi do wytłumaczenia tego co tak oczywiste że przegapialne. My staneliśmi w miejscu: nie będę krtykować, bo mnie kotoś jeszcze skrtykuje, że za dużo krtykuję. A pozatym świat jest i tak wystarczająco negetywny.


Wydaje mi się że nie dokońca rozumiemy znaczenie i rolę krtyki, która może być parasolem ochronnym, drogą do rozwoju, do zrozumienia. W dzisiejszych czasach tolrancja i akceptacja, są bustwami, których nie wypada nie wielbić. Zapętliliśmy się w dążeniu do poprawności tak bardzo - że wyszła nam z tego hiperkorekta - czyli można być tak bardzo na lewo, że się znajdzie na prawo i odwrotnie. Absolutnie nie namawiam to powrotu do przeszłości, idziemy dalej, a hiperkorekta skoryguje się sama jeśli tylko nie wyzbędziemy się myślenia - nie połykiania faktów, które z nami rezunują - a krtycznego, głębiokiego myślenia, do którego czasem trzeba przysiąśc w ciszy z poczuciem że "mogę zmieniać zdanie" - bo moje myślnie mnie nie katygoruzuje, moje myślanie to fenomen przyrody, moja naturalna funkcja.


Stąd uwalniam się od stachu, obnażam swoją wrażliwość i ogłąszam się samozwańczym Krtykiem Jogi, nie jako autorytet dla Was - czytającycych, a jako autorytet dla siebie samej, osoba ufająca w to co wie.


Nie znam odpowiedzi na wszystkie pytania i nie będę udawać że znam. Zostawiam sobie przestrzeń na wzrost, w tym zmianę opini. Do tego są to tylko i wyłącznie moje słowa, a które biorę odpowiedzialność, z którymi można się zgodzić lub nie. Piszę swoim głosem, w oparciu o swoje doświadczenia i piszę dla siebie, inaczej byłaby to publikacja populistyczna i nacelowana na jakiś cel np. zadowolenie czytelnika.


Dlatego pod wpisem nie znajdziesz miejsca na komentarze, to z jedenej strony mój ochronny parasol przed gównoburzami i/lub pochlebstwami, które mogłby wpłynąć na to jak pszę. Z drugiej strony uważam, że internetowe jedno, dwu linijkowe komentarze są tym co meroteryczną krtykęm zabija: piszą je ci, którzy lubują się w sensacjach, a ci którzy myślą głębiej, trzymają się od nich z daleka - i tak powstała bańka dla sfrustowanych krzykaczy.


Nie podoba Ci się co pisze to albo nie czytaj, ablo wejdź do ringu z równą siłą i napisz mi list, email albo załóż swój blog i nie dowalaj mi jednym bezpodstawnym zdaniem a równą moim wpisom ilością słów.


Oraz nie krtykuję dla samej krtyki, chodzi o analizę w poszukiwaniu prawdy, standardu czy wiedzy plus wiadomo że krtyka może być nie tylko negatywne, a i pozytywna, lub mieszana. Taki mam plan na ten rok, do którego zainspirowało mnie życie - postanowiłam w Stanach pochodzić na zajęcia jogi - kilka zajęć tu i tam, a książkęm można by napisać o tym co było zrobione źle i jedno zdanie o tym co było dobrze - i to tylko jeśli chodzi o ćwiczenia. A że, trendy do Polski przychodzą z Ameryki, to bójcie się rodacy, bo o to przed waszymim drzwami stoi produkt jogo-podobmy. A może już go sporzywacie, nie świadomi smaku prawdziwej Jogi.


Tak czy owak piszę dla siebie, bo mi się za dużo w głowie nazbierało przez te wszystkie lata. Będzie to dla mnie proces w pewnym sienie uporządkowywania. Już w dzieciństwie pisałam pamiętniki, tylko po to żeby je dać koleżankom do przeczytnia. Może to jest jakaś prymitywna forma terapii, uwalnianie wiedzy i doświadczeń. Robienie miejsca na nowe. Po roku pisania, planuję zatrudnić się w spożywczaku, bo wiadomo nie samą głową człowiek żyje...


EPILOG


Zastanawiam czy jest wielu małych chłopców, którzy w dzieciństwie usłyszeli negatywne zdanie, za to że coś krtykują - chłopcom przecież wypada rozkładać wszystko na części pierwsze. Albo czy jakiś młody mężczyzna usłyszał kiedyś, aby tyle nie myśleć o trudnych tematach, bo je już inni przemyśleli. Nie wiem jak Wy, ale mam silne przekoananie że mówinie sobie żeby być pozytywną jest kolejną formą dyskryminacji w tym auto-dyskryminacji względem kobiet: bądź grzeczna, bądź miła, bądź chuda, bądź zdrowa, załóż leginsy, ładnie się uśmiechaj, nie myśl za dużo, a jak jużm mówisz to mów pozytywnie, bądz usłużna, kochająca bo cię świat nie będziem lubił.... a już na pewno nie będziesz joginką!


FOLLOW UP:

Satsang Live - Spotkanie na żywo

p.t. "Kobieta w matni jogi"

odbędzie się w Grupie Zamkniętej Joga Wisceralna

dołącz do grupy i bądź na bieżąco.

Data wkrótce.

 
 
 

Comments


Commenting on this post isn't available anymore. Contact the site owner for more info.
bottom of page